Parafia Wniebowzięcia NMP zorganizowała przygotowującej się do bierzmowania młodzieży krótkie rekolekcje. Do ich wygłoszenia nie zaproszono księdza, ale nawróconego muzyka.
Chcesz być kochany? Chcesz kochać? - to pierwsze pytania, które Krzysztof Sowiński zadał 25 marca zgromadzonej w parafialnej auli młodzieży. Widząc, że nie bardzo są zainteresowani rozmową, powiedział im, że dla niego słowo "kochać" znaczy tyle, co "bardzo dobrze znać".
- Kiedyś pojechaliśmy z żoną do pewnej kobiety. Mieliśmy być tam pierwszy raz, a ona podzwoniła po moich znajomych i zapytała ich, co lubię jeść. Wszyscy mówili to samo - kebab. I ta kobieta, chcąc mnie ugościć, kupiła najlepszą baraninę, jaką znalazła i przygotowała taką kolację, że zjadłem chyba z pół stołu. I z miłością Boga jest jak z tym kebabem. Żeby doświadczyć jej, trzeba po nią sięgnąć. A Bóg daje ją w najlepszym wydaniu, przygotowaną specjalnie dla ciebie. Porównuję ją do kebaba, bo to coś realnego, co możemy posmakować, czego możemy doświadczyć - podkreślał K. Sowiński.
Mówiąc o swoim dzieciństwie, opowiadał, że brakowało w nim miłości. Nie doświadczał jej od rodziców ani od innych członków rodziny. Tak się zrodziła pustka, którą za wszelką cenę chciał wypełnić używkami. Życie nie miało dla niego wartości, było ciężarem. W szkole podstawowej był bity i szykanowany. Dlatego gdy w liceum jedna z dziewczyn się w nim zakochała, nie mógł w to uwierzyć. Nie znał tego uczucia, więc chciał jej "zapłacić", chudnąc. Potem wpadł w narkotyki i po latach zrozumiał, że to wszystko były próby wypełnienia pustki.
- Wszystko to trwało do momentu, kiedy kogoś poznałem. Był inny niż wszyscy. Sportowiec, wysoki, przystojny i niezwykle grzeczny. Pewnego dnia stał się jednak jeszcze grzeczniejszy i w różnych dziwnych sytuacjach zaczął gadać o Jezusie. Widząc to, myślałem sobie: "Co ty w ogóle gadasz?". Zwłaszcza gdy uśmiechnięty przyszedł do szpitala, gdzie stałem przy łóżku kolegi, którego mocno poturbowano. Powiedział, że przyszedł się pomodlić o zdrowie dla pobitego Adama. Z jednej strony myślałem sobie, że to wariat, a z drugiej patrzyłem na niego z podziwem. Później jeszcze wielokrotnie się spotykaliśmy i opowiadał o cudach, których był świadkiem. Widząc jego uśmiech, łagodność, postawę, chciałem tego samego, a on mi mówił, że źródłem jest Jezus - wspominał pierwszego dnia rekolekcji.
Nawrócenie przyszło w biurze korporacji, gdzie pracował. Doświadczył obecności Ducha Świętego, który wypełnił pustkę w jego sercu tak, że poczuł się kochany bez żadnego "ale". To jednak nie był koniec drogi, bo czekał go kolejny krok - przebaczenie. O tym doświadczeniu mówił, spotykając się z młodzieżą przygotowującą się do bierzmowania także kolejnego dnia. W piątkowe przedpołudnie odwiedził też bielawskie liceum i Zespół Szkół Zawodowych.