W czasie Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie, która odbyła się w drugi poniedziałek kwietnia, ks. Krzysztof Herbut dawał zebranym wskazówki w szukaniu właściwej drogi.
Jak mówił, rozeznał ten temat na modlitwie, gdy przygotowywał się do comiesięcznego spotkania. - Pan Jezus chce nas dzisiaj sprowadzić z bezdroży życia. Człowiek ma prawo zejść z drogi Boga i tak naprawdę, nawet sobie tego nie uświadamiając, bardzo często szuka siebie zamiast Boga i wtedy się gubi. Dlatego warto się pytać: kogo szukasz? To pytanie, które Jezus zadał kiedyś Judaszowi. I jaka była odpowiedź? Czego szukał? Srebrników? Siebie szukał. Był przy Jezusie przez tyle lat, ale nie odkrył miłości Boga, bo szukał siebie - zauważył, dodając, że podobnie może być z modlitwą o uzdrowienie, w której zdarza się, że człowiek nie szuka Boga, ale siebie.
Zachęcał zebranych, by za "Słowem pouczenia" polskiej mistyczki Alicji Lenczewskiej wszystkie trudne sytuacje powierzali Bożej pomocy. - Od kogo oczekujecie pomocy? Od ludzi? Bóg pragnie, byśmy liczyli na Niego, a nie na siebie i swoich braci. Ludzie często narzekają, że z czymś nie mogą sobie poradzić. I kiedy z tym przychodzą do mnie, mówię im, by powierzyli to Bogu. To kłamstwo, że ja muszę sobie z czymś poradzić. Przecież Jezus powiedział: "Beze mnie nic nie możecie". Mówił też do A. Lenczewskiej: "Pragnę poprzez twoją słabość objawiać moją obecność przy tobie i w świecie, moją dobroć i łaskawość, i moc" - cytował ks. Herbut.
Zauważył, że człowiek mocny nie przyszedłby do Boga po pomoc. Dlatego potrzebne są mu słabości, które musi dostrzec, zaakceptować, przyjąć prawdę o sobie. Na przykładach z Biblii pokazywał, jak druzgocące są skutki stawiania się ponad Bogiem. Mówił o grzechu Adama i Ewy, cudzołóstwie i morderstwie z rąk Dawida czy wspomnianej już zdradzie Judasza.
Na przykładzie odkrycia przez siebie powołania pokazał natomiast, że przyjęcie woli Bożej daje pokój serca. Kiedy bowiem nie mógł się zdecydować na seminarium, do którego pójdzie, na dworcu zobaczył mnóstwo biednych i słabych ludzi. I przyszła mu myśl, że nie powinien się tułać po świecie, bo pracy na miejscu jest wystarczająco dużo. Tak trafił do najbliższego, wrocławskiego WSD.