Tak o zmarłym ks. Władysławie Janickim jeszcze przed rozpoczęciem Mszy św. pogrzebowej mówił bp Marek Mendyk. Wspominał zmarłego kapłana jako współbrata, którego zawsze chętnie odwiedzał.
Homilię rozpoczął od przywołania sceny biblijnej, w której Jezus ryzykując życie, idzie do Betsajdy, by pomóc przyjacielowi Łazarzowi.
- Ewangelista chce w ten sposób pokazać, że Chrystusa łączy z nim nie tylko relacja zwykłej ludzkiej zażyłości, przyjaźni, ale także miłość, która jest gotowa oddać życie za drugą osobę. To miłość bezinteresowna, bez oczekiwania odwzajemnienia. Do takiej miłości jest zdolny tylko Bóg - podkreślał biskup świdnicki w strzegomskiej bazylice 20 czerwca.
Mówił też o przyjaźni ks. Władysława z Chrystusem, która przekładała się na relację z ludźmi.
- Pamiętam, że jeszcze jako wizytator katechetyczny przybywając do parafii w Konarach, z którą był bardzo związany, byłem nie tylko pod wrażeniem jego pięknych relacji z katechetami, ale też empatycznej, serdecznej więzi z ludźmi, których znał po imieniu, których też jako pasterz kochał i martwił się o nich, gdy coś się nie układało - wspominał bp Marek, wracając także do innych wydarzeń z życia ks. Janickiego, w których uczestniczył. Podkreślał, że choć w duchu nadziei zmarły będzie się cieszył radością nieba, to po ludzku trudno nie zapłakać nad ciałem przyjaciela.
O żalu po starcie mówili też przedstawiciele parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Strzegomiu, w której zmarły kapłan spędził ostatnie lata życia.
- Swoją przyjaźń okazywałeś nam między innymi w cichości konfesjonału, gdzie w skupieniu nas wysłuchiwałeś, udzielałeś cennych rad, ale przede wszystkim przez swoją posługę jednałeś nas z Bogiem. Twoim testamentem były często powtarzane przez ciebie słowa: "W życiu kieruj się miłością" oraz "Módl się, bo modlitwa to piękne uwielbienie naszego Pana" - dodała pani Agnieszka z rady parafialnej.
O posłudze zmarłego kapłana dużo mówił też proboszcz ks. Marek Babuśka, który docenił jego zaangażowanie i troskę o zbawienie penitentów.
- Uśmiechaliśmy się, gdy ks. Władysława chwalił się, że nosi ze sobą do konfesjonału licznik, żeby mieć świadomość, ilu ludziom pomógł zrzucić z siebie ciężar grzechu. Cieszył się tą cichą i pokorną posługą. Był też bardzo radosnym człowiekiem. Nie raz przy stole opowiadał historie ze swojego życia. I nawet kiedy się powtarzał, zawsze słuchaliśmy tego z przejęciem, bo umiał naprawdę dobrze opowiadać. Był wdzięczny za każde dobre słowo i pomoc, za to kim był i co miał - zauważył duchowny.
W pogrzebowej liturgii uczestniczyli też inni księża, którzy na swojej drodze spotkali zmarłego. Wraz ze zgromadzonymi wiernymi po zakończeniu Mszy św. odprowadzili jego ciało na cmentarz przy ul. Świdnickiej.