Tłumy pożegnały Krzysztofa Gołębiowskiego, 28-letniego organistę parafii Podwyższenia Krzyża Świętego. Mimo krótkiego stażu zaskarbił sobie sympatię duszpasterzy i wiernych.
Mówił o tym w czasie uroczystości pogrzebowych 29 sierpnia przewodniczący liturgii proboszcz ks. Jan Gargasewicz. - Pamiętam moment, w którym przyszedł zapytać o pracę w naszej parafii. Trwał reżim sanitarny związany z pandemią. Utrudnione były spotkania związane z przygotowaniem do sakramentów. Trzeba było naprawdę dużo pracy, żeby zadbać o oprawę muzyczną Pierwszej Komunii św. czy bierzmowania. Próby w małych grupach niemal dzień za dniem, odwiedziny w szkole - wszystko to robił z ogromnym zaangażowaniem. Mało kto widzi przecież pracę organisty. Słyszymy jej efekty, ale rzadko się zastanawiamy nad tym, ile czasu trwało ich wypracowanie. Wiele zaangażowania, wysiłku i serca trzeba włożyć w tę pracę, żeby dźwięk organów współgrał z głosami śpiewających. Chciałbym mu dzisiaj za to wszystko podziękować. Za wytrwałość i radość, która mu towarzyszyła nie tylko w czasie pracy, ale także przy niedzielnych posiłkach, które z nami jadał. Za to, że nieraz brał gitarę i szedł do jadłodajni, by grać dla najuboższych. Dla każdego miał czas, uśmiech i dobroć. Do nikogo nie czuł niechęci czy urazy. Kiedy dwa tygodnie temu obchodził swoje urodziny, wierni spontanicznie zaśpiewali mu "Sto lat" - wspominał ze wzruszeniem proboszcz.
Więcej na temat K. Gołębiowskiego, którego bliscy nazywali "Maestro", mówił w homilii jeden z wikariuszy - ks. Łukasz Trzeciak. - Jakiś czas temu Krzysztof po jednym z pogrzebów poprosił mnie, żebym w przyszłości wygłosił homilię na jego. Zgodziłem się, choć nie sądziłem, że ten czas przyjdzie tak szybko. Myślałem, że w przyszłości znajdzie się ktoś bardziej właściwy. Stało się inaczej. Przypomnę, że Krzysztof rozpoczął tu pracę w lutym 2019 r., więc łatwo można policzyć, że grał na organach 3,5 roku. Mimo krótkiego stażu nie dało się go nie lubić. Jadąc na hulajnodze do kościoła, każdego zauważył, nieraz się zatrzymując, by zamienić choć kilka zdań. Po śmierci wiele z tych osób nie mogło uwierzyć w to, co się stało. Wielu jest tu dzisiaj, w sanktuarium Relikwii Krzyża Świętego, by pożegnać tego młodego człowieka. Był też oddany dla parafii. O co by się go nie poprosiło, zawsze z chęcią przychodził z pomocą. Miał też piękny głos i nieprzeciętny talent muzyczny, którym chętnie się chwalił, zwłaszcza przy okazji świąt czy uroczystości. Będzie nam brakować jego umiejętności, ale i pogody ducha - dodał ks. Trzeciak.
Przy ołtarzu stanęło też kilkunastu innych kapłanów, którzy spotkali zmarłego w rodzinnej parafii bądź na wałbrzyskim Podzamczu. Po Mszy św. wraz z wiernymi udali się na cmentarz w Walimiu, gdzie złożono jego urnę w grobie.