Uroczystości pogrzebowe zmarłego Zygmunta odbyły się w parafii Królowej Różańca Świętego w Dzierżoniowie.
Przewodniczył im 9 września bp Marek Mendyk, który również wygłosił okolicznościową homilię.
- Ilekroć wspominamy naszych zmarłych, kiedy stajemy nad ich grobami, tak też pewnie będzie też dzisiaj, skłaniamy się do myślenia o śmierci, o bólu rozstania, o okrucieństwie cierpienia, o uczuciach buntu wobec nieuchronnego odchodzenia tych, których kochamy. Przywołujemy na pamięć naszych najbliższych. Tych, których kochaliśmy, ale także i tych, których kochaliśmy za mało. Chcielibyśmy zrozumieć i odpowiedzieć na narzucające się pytanie: dlaczego tak jest? A im większa jest miłość i związek z osobą, która odeszła, tym większa jest też potrzeba zrozumienia i poznania prawdy o śmierci - zauważył biskup.
Podkreślał przy tym, że Bóg, który mówi, że jest Bogiem żywych, a nie umarłych, przekazuje nam prawdę o sobie - prawdę, która jest zdolna pocieszyć serce pełne bólu.
- Tą prawdą jest Jego obecność, która nie jest obojętna wobec cierpienia człowieka. Bóg nie stoi z boku i nie obserwuje jak kontroler. Nie przygląda się, aby osądzić i potępić. Bóg jest obok człowieka w jego bólu, smutku, żałobie i bezradności. Obecność Boga jest obecnością bliską i pełną miłości. Jest to obecność, która daje życie i to na zawsze. Bo nasz Bóg jest Bogiem żywych, a nie umarłych - przekonywał biskup.
Przypomniał też sylwetkę zmarłego Zygmunta, taty ks. Władysława Terpilowskiego. Po Mszy św. natomiast wraz z ponad trzydziestoma kapłanami i wiernymi odprowadził go na miejsce spoczynku na cmentarzu parafialnym.
Zygmunt Terpiłowski urodził się w 1938 r. w Terpiłowiczach (obecnie Białoruś) w licznej rodzinie Antoniego i Stanisławy. Do Dzierżoniowa przyjechali w 1959 r., gdzie śp. Zygmunt wraz z braćmi rozpoczął pracę w Zakładach Radiowych Diora. Pracował tam aż do zamknięcia zakładu w latach 90. ubiegłego wieku. Tu poznał przyszłą żonę Kazimierę z domu Grońską, z którą zawarł sakramentalny związek małżeński w 1964 r. w kościele św. Jerzego. Urodziło się im czworo dzieci: Jan, Władysław, Małgorzata i Jerzy.
Zmarły aktywnie udzielał się w życiu parafii, na terenie których mieszkał. Szczególnie znany był jako chórzysta, który upiększał swym talentem i śpiewem liturgię Kościoła. Pomagał przy budowie plebanii i rozbudowie kościoła w parafii Chrystusa Króla. Wspierał prace przy kościele Matki Bożej Różańcowej. Pomagał też synowi w Czechach, Wójtowicach, Pastuchowie i w Wałbrzychu. Parafianie tych wspólnot nazywali go „dziadkiem”, bo zawsze miał dla nich czas, uśmiech, dobroć i kwiaty, które przynosił z ogrodu - jego największej pasji.