Zmarłego Kazimierza pochowano w Oławie, skąd pochodzi proboszcz świdnickiej parafii pw. Miłosierdzia Bożego.
Wraz z nim modliło się kilkunastu księży, policjanci, leśnicy, myśliwi i wierni - głównie osoby zaprzyjaźnione z ks. Tomaszem Zającem, którym posługuje jako proboszcz czy kapelan. Przyjechali 7 stycznia do Oławy, by pożegnać jego tatę Kazimierza. Mszy św. przewodniczył ks. Ryszard Zdonek, a homilię wygłosił przyjaciel rodziny ks. Henryk Rój.
- Całe swoje życie poświęcał rodzinie, z którą łączyły go więzi krwi, ale i tej w pracy - „jelczańskiej” czy trzeciej - parafialno-sąsiedzkiej. Zawsze z uśmiechem na twarzy, pełen dobroci, gotowy do bezinteresownej pomocy sąsiedzkiej, dzielił się tym, co miał: swoim czasem, siłami, narzędziami czy wyhodowanymi w pocie czoła plonami z działki. Wiele razy pomagał w pracach przy kościele pw. Matki Bożej Pocieszenia oraz budowie kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny Różańcowej, a po jego wybudowaniu przez wiele lat był społecznym kościelnym. W 2018 r. za swoją postawę został uhonorowany odznaczeniem za zasługi w dziele budowania królestwa Bożego w archidiecezji wrocławskiej, nadawanego za aktywny udział w życiu religijnym, duszpasterskim, katechetycznym i kulturalnym ze szczególnym uwzględnieniem działalności charytatywnej - mówił duchowny.
Przypominał też inne fakty z życia taty ks. Zająca, zwracając uwagę na jego życiową mądrość i dobroć względem innych ludzi. Na koniec celebry kondolencje najbliższej rodzinie złożył wójt gminy Jan Żukowski, a ks. Tomasz podziękował siostrze i jej rodzinie za opiekę nad tatą.
Kazimierz Zając urodził się w marcu 1935 r. w Dublanach pod Lwowem. Jego ojciec pracował na Akademii Rolniczej jako portier, mama zajmowała się domem i wychowywaniem ich pięciorga dzieci, z których Kazimierz był najmłodszy. Szczęśliwe dzieciństwo przerwała II Wojna Światowa. Po wojnie wraz z całą rodziną musiał opuścić rodzinne strony i wyjechać na zachód, na Ziemie Odzyskane. Zamieszkali w miejscowości Gać. Po szkole podstawowej rozpoczął naukę w szkole zawodowej w Oławie i został ślusarzem. Ponieważ w latach pięćdziesiątych rodzice nie oddali gospodarki dla państwa, był dyskryminowany i nie mógł dostać pracy. Aby zarabiać musiał dojeżdżać codziennie na rowerze wiele kilometrów, nawet do Grodkowa.
Stałe zatrudnienie otrzymał w powstałych Jelczańskich Zakładach Samochodowych, w których przepracował aż do emerytury. W 1958 roku założył rodzinę z Danielą, wybudowali dom w Oławie, gdzie razem przeżyli ponad 60 lat. Mieli czworo dzieci. Pierwsze dziecko, syn Zdzisław, niestety zmarł w dwa miesiące po urodzeniu. Następna Małgorzata w wieku 23 lat zachorowała na złośliwy nowotwór. Zięć Stefan pracował na zmiany w kopalni i nie mógł samodzielnie opiekować się dziećmi. Kazimierz wraz z żoną stali się rodziną zastępczą dla dwojga dzieci Małgorzaty: półtorarocznej Agnieszki i zaledwie dziesięciomiesięcznego Łukasza. Pięć lat po śmierci córki w wypadku ginie też zięć.
Jako dziadkowie pełnią opiekę rodzicielską, wychowują i kształcą, a przede wszystkim tworzą dla nich pełen miłości dom rodzinny. Dzięki temu wnuczęta mogły dorastać, skończyć studia, założyć własne rodziny i dać mu radość bycia pradziadkiem czwórki prawnucząt: Kacperka, Adasia, Hani i Amelki. Cieszył się również wnuczętami od młodszej córki: Weroniką i Dominikiem. Był dumny z córki Kazimiery, która była nauczycielką w szkole specjalnej w Oławie oraz z najmłodszego syna Tomasza, który podczas nauki w technikum pracował równocześnie w brygadzie taty w Jelczańskich Zakładach, a po maturze rozpoczął studia teologiczne i w roku 1994 został wyświęcony na księdza.
Pomimo tego, że w ostatnim roku ciężko chorował, to do końca za wszelką cenę starał się mieć dobry humor i szczerze, z uśmiechem na twarzy, dziękował za otrzymaną pomoc. Miał w sobie wielką siłę i chęć do życia oraz przebywania z bliskim. Doceniał każdą chwilę spędzoną z rodziną, szczególnie z córką Kazią, która była przy nim codziennie. Zmarł 1 stycznia 2023 r.