W piątek przed Niedzielą Palmową z siedmiu miejscowości diecezji świdnickiej wyruszyła Ekstremalna Droga Krzyżowa.
Najliczniejsza grupa wyruszyła z Bielawy. Ponad 100 osób do wyboru miało pięć tras. Najdłuższa prowadziła do Krzeszowa, najkrótsza, 20-kilometrowa, obiegała wokół Bielawę. Inne trasy wiodły do Barda i Wambierzyc. Także ze Świebodzic, Wałbrzycha (galeria), Łagiewnik, Nowej Rudy (galeria), Ząbkowic Śl. i Szczytnej ludzie wyruszyli, aby zmierzyć się ze swoją słabością.
Grzegorz Niski na EDK wybrał się już po raz piąty. Tym razem za cel wybrał sobie Wambierzyce. Twierdzi, że EDK to przede wszystkim czas spotkania się z Bogiem i sobą samym. – Żyjemy w pośpiechu, a podczas EDK nie ma miejsca na pogoń. Idziemy nocą po górach, a więc nie da się spieszyć. Zmęczenie z każdym kilometrem daje się we znaki i przychodzi taki moment, że nogi zawodzą – mówi Grzegorz.
Tłumaczy, że wtedy rodzi się myśl, aby odpuścić, ale właśnie takie doświadczenie kieruje jego myśli w stronę Jezusa, który choć upadał, szedł do końca. Dlatego, jest to dla niego najlepszy czas na modlitwę. – Kiedy wędruję w ciemności, mam świadomość, że jestem zdany wyłącznie na siebie. Wtedy najbardziej czuję obecność Boga – dodaje. Zakładał, że do celu dotrze około 9.00 rano. Przed południem był jednak ciągle w drodze. – Jeszcze 45 min. Jest ekstremalnie. Pada albo leje cały czas – wysyła smsa i zdjęcia. Choć zmęczony, wygląda na zadowolonego. Wie, że z tego wysiłku mogą zrodzić się wielkie owoce.
W Bielawie przed wyruszeniem w drogę uczestnicy wzięli udział we Mszy św., którą sprawował ks. Tomasz Kowalczuk. W homilii przekonywał, że mogłoby się wydawać, że zło, które dzieje się na świecie, dowodzi, że Bóg stracił kontrolę nad światem. Bóg jednak czuwa nad losami świata, a każde zło może wykorzystać, aby przeprowadzić swój plan. Zachęcał, aby na uczestnictwo w Drodze Krzyżowej spojrzeć szerzej, nie tylko jak na akt pobożności. – To nie jest rozważanie, jak Jezus mocno cierpiał i użalanie się nad Nim. To jest triumfalna droga Króla, który idzie zająć swoje miejsce. Ostatnią stacją jest zwycięstwo, zmartwychwstanie – mówił ks. Kowalczuk. – Niech ta myśl towarzyszy nam podczas drogi, że każdy trud i każde cierpienie, jeżeli jest zjednoczone z Jezusem, prowadzi do zwycięstwa. Choćby wszystko wskazywało, że przegrałem, gdy idę z Jezusem, zawsze czeka mnie zmartwychwstanie – dodał.