Świętująca swój jubileusz w parafii św. Józefa Obl. NMP w Jaworzynie Śl. Aniela Dochniak wiele zawdzięcza nie tylko włoskiemu stygmatykowi, ale i Matce Bożej.
Urodziła się 18 kwietnia 1923 r. jako czwarte dziecko w rodzinie Rozalii i Antoniego Rabiejów, którzy prowadzili gospodarstwo rolne w miejscowości Lacka Wola (województwo lwowskie) i wychowywali sześcioro dzieci: Jana, Katarzynę, Marię, Rozalię, Józefa i Anielę.
– Moja rodzina była bardzo religijna. Należeliśmy do parafii pw. św. Józefa, gdzie kościół pomagał budować mój tato Antoni. Już w wieku 10 lat byłam zelatorką róży różańcowej i od tej pory codziennie odmawiam Różaniec – wspomina jubilatka.
Gdy wybuchła wojna, zwiadowcy niemieccy wjechali na motorach do wioski i zabijali Polaków, wchodząc do ich domów pod pretekstem szukania Rosjan.
– Gdy usłyszeliśmy strzały, wraz z kilkoma osobami ukryłam się w stodole. Bardzo się bałam, uklękłam i gorliwie się modliłam. Niemiec podszedł do stodoły i wtedy przed nim zobaczyłam świetlistą piękną panienkę, która swoim welonem zasłoniła stodołę. Oprawca mnie nie zauważył, obrócił się i odszedł. Miałam przekonanie, że to Matka Boża ochroniła mnie i moich bliskich – twierdzi dziś pani Aniela.
Kilka lat później związała się z Władysławem Dochniakiem, którego poślubiła 10 listopada 1943 r. Z ich miłości poczęło się sześcioro dzieci, z których większość (Jan, Kazimiera, Eugeniusz, Władysława i Helena) urodziła na Wschodzie, a najmłodszą Janinę już w Jaworzynie Śl., gdzie w ramach repatriacji się przeprowadzili.
– Szczególnie wspominam jedną z ciąż, bo była bardzo zagrożona. W szpitalu rosyjski lekarz przymuszał mnie do jej usunięcia, bo zagrażała mojemu życiu. Nie zgodziłam się. Po trudnym porodzie płakałam, bo nie wiedziałam, czy przeżyję. W mojej sali pojawił się wtedy brodaty mężczyzna w stroju przypominającym żydowski ubiór – chałat. Pocieszał mnie, mówiąc: „Nie płacz dziecko, nie płacz. Będziesz żyła, będziesz długo żyła” – i zniknął. Chwilę potem do sali wszedł mój mąż Władysław i był zaskoczony intensywnym zapachem fiołków. To wydarzenie opowiadałam wszystkim, nie wiedząc, kto to był. Dopiero po wielu latach w kiosku, na wystawionej gazecie, rozpoznałam mężczyznę ze szpitala i nie miałam wątpliwości, że to był o. Pio – relacjonuje pani Dochniak.
Kolejne lata przeżyte w Jaworzynie Śl. pani Aniela wspomina bardzo pozytywnie. Mówi, że dobrze im się mieszkało w tym mieście mimo trudnych czasów.
– Przez całe życie moją ostoją w trudach i znojach codzienności była modlitwa różańcowa, w której oddawałam rodzinę pod opiekę Maryi. Czynię to po dzień dzisiejszy. Tym bardziej że 27 lipca 1996 r. podczas pielgrzymki z Jaworzyny do Strzegomia na peregrynację figurki MB Fatimskiej zobaczyłam pierwszy raz Jej wizerunek – i to była dokładnie ta sama piękna panienka ze stodoły, która ochroniła moją rodzinę przed Niemcem – nawiązuje do sytuacji sprzed wielu lat.
Dziś jest szczęśliwą babcią 15 wnuków, 25 prawnuków i 2 praprawnuków. Razem z rodziną i przedstawicielami władz samorządowych dziękowała za to 24 kwietnia w czasie uroczystej Mszy św.