Tradycyjnie już w kościele NMP Królowej Polski na świdnickim os. Młodych modlono się za ofiary masowych wywózek Kresowiaków na Sybir.
W szóstym miesiąca trwania II wojny światowej, 10 lutego 1940 r., Sowieci w mroźną noc zaczęli masowo deportować ludność z zagarniętych ziem polskich na Sybir.
- Zdaniem niektórych historyków tego dnia wywieziono na Sybir ponad 200 tysięcy Polaków: urzędników państwowych, sędziów, nauczycieli, policjantów, działaczy samorządowych, osadników wojskowych, leśniczych, gajowych z rodzinami, właścicieli ziemskich - wymieniał bp Ignacy Dec, który przewodniczył Mszy św. w 84. rocznicę tych wydarzeń w kościele NMP Królowej Polski w Świdnicy.
Przypominając fakty historyczne, zwrócił uwagę, że w literaturze dotyczącej II wojny światowej znaleźć można przejmujące wspomnienia wywózek na Sybir. Jednym z nich jest historia s. Marii Teresy Jasionowicz, nazaretanki.
- Siostra pisze, że najpierw było walenie kolbami do drzwi w nocy 10 lutego po godz. 3.00. Oprawcy dawali godzinę czasu na zabranie najpotrzebniejszych rzeczy. Zaczęli plądrować cały dom i zabierać, co chcieli. Mróz sięgał do 30 stopni. Nie było ojca w domu, gdyż nie wrócił z wojny. Dwie siostry były też poza domem, u krewnych. Kazali się pakować mamie, jej córce i synowi. W domu leżał w łóżku sparaliżowany dziadek. Ten musiał zostać. Nie wiadomo, co z nim zrobili. Zostający dziadzio pożegnał płaczących słowami: "Nie płaczcie, ufajcie Bogu, pamiętajcie o modlitwie i kochajcie ojczyznę. Bóg was nigdy nie opuści". Było to nad ranem, w drugi piątek lutego. Dziadek został w łóżku z różańcem w ręku. Podjął z pewnością modlitwę za swoich, wyrwanych z rodzinnego gniazda. Dwa dni w mrozie czekali na stacji w zimnych bydlęcych wagonach. W niedzielę po południu pociąg z zesłańcami ruszył w drogę. Ludzie płakali i głośno się modlili. Zaczęła się straszna podróż, która trwała 20 dni. Zesłańców wysadzono w Kazachstanie. Zaczęło się życie w śniegach, mrozie i głodzie, życie w fatalnych warunkach sanitarnych - relacjonował biskup senior.
Podkreślał szczególne zaufanie siostry wobec Opatrzności Bożej, pozwalające przeżyć gehennę beznadziejności mocą wiary otrzymanej na chrzcie św., pielęgnowanej i rozwijanej w rodzinnym domu rodzinnym. - „Wierzę, że te tragiczne doświadczenia rzeźbiły mą duszę na przyjęcie niepojętego daru powołania zakonnego. Niekończące się pielgrzymowanie po bezkresnych przestrzeniach zamieszkałych przez ludzi różnych ras i kultur wzbudziło w mym sercu ogromny szacunek dla każdego człowieka. Wiara i modlitwa wskazywały mi sposób przetrwania tej gehenny” - cytował.
Nawiązując do przeżywanego tego dnia Święta Chorych, zauważył, że to Chrystus jest najlepszym uzdrowicielem, lekarzem duszy i ciała. Zachęcał do naśladowania postawy zaufania wobec Jezusa, która towarzyszyła wspomnianej siostrze, a także biblijnemu trędowatemu.
W modlitwie 11 lutego wzięły udział poczty sztandarowe i delegacje organizacji kombatanckich, harcerze i samorządowcy.