Na to pytanie próbował odpowiedzieć pod koniec lutego w Strzegomiu Marcin Jakimowicz. Na zaproszenie miejscowej wspólnoty dzielił się własnym doświadczeniem w budowaniu relacji z Bogiem.
Duszpasterstwo parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Strzegomiu zaprosiło 27 lutego na spotkanie z Marcinem Jakimowiczem, dziennikarzem „Gościa Niedzielnego”, ewangelizatorem i autorem wielu książek. Zadano mu temat uczestnictwa we wspólnocie Kościoła, który rozpoczął od anegdoty z życia swoich znajomych.
- U nich w domu kiedyś była taka fajna sytuacja, że młodszy syn siedział przy komputerze i kiedy matka weszła do pokoju, mały powiedział do niej "wypad". Zdziwiona mama zapytała: co ty powiedziałeś? Na co chłopak: wypad. W odpowiedzi usłyszał, żeby tak nie mówił, bo mamusi jest przykro. Wtedy on rzekł: ząb mi wypadł - cytował, podkreślając, że ma wrażenie, iż podobnie jest z Panem Bogiem, który mówi do człowieka w prosty sposób, a ten i tak rozumie to po swojemu.
Przyznał, że w ostatnich latach, jeżdżąc po różnych wspólnotach, zauważył, że coraz więcej osób chodzi z przekonaniem, że budowanie relacji, uczestniczenie we wspólnocie Kościoła jest nie dla nich. Na potwierdzenie swojej tezy przytoczył historię trzech osób, za które "nikt by nawet pięciu groszy nie dał". Przeciętni, schorowani, zmagający się ze słabościami, ale mimo to osiągnęli wiele: Piotr Pustelnik, który zdobył koronę Himalajów, kard. Stefan Wyszyński i Teresa z Lisieux.
- Jaki jest nasz problem? Że my się cały czas katujemy, że czegoś nie potrafimy, a Bóg się cieszy z tego, że w ogóle przy Nim jesteśmy. Mała Tereska wielokrotnie w swoim "Dzienniku duszy" żaliła się, że zasypia na adoracji, że nie potrafi ani razu pobożnie odmówić Różańca, a została doktorem Kościoła. Jeżeli ona czegoś takiego nie potrafiła, to czym my się przejmujemy? To samo w przypadku Piotra Pustelnika, w którego nikt nie wierzył, czy kard. Stefana Wyszyńskiego, którego nie chciano dopuścić do święceń, bo "bardziej nadawał się na cmentarz niż do ołtarza" - kontynuował M. Jakimowicz.
Dodał, że w sytuacjach bezsilności warto brać przykład ze wspomnianej świętej, która ofiarowała "małe nic", tj. uśmiech do spotykanej osoby lub inną formę życzliwości. Twierdziła przy tym, że te "małe nic" sprawiały Jezusowi większą przyjemność niż panowanie nad światem lub wielkodusznie zniesione męczeństwo.
Na koniec posłużył się historią Mojżesza, który żeby poprowadzić naród wybrany, przez 40 lat sam musiał uczyć się wolności u boku faraona. Zauważył, że Bóg objawił się w momencie, gdy ten ukrywał się na pustyni po zabiciu Egipcjanina. W ten sposób prelegent chciał pokazać, że obszar słabości, upadku, grzechu często bywa przestrzenią, w której działa Bóg, objawiając swoją moc. Pokazywał to także na przykładach z życia swojego i swoich bliskich.
Spotkanie zakończyło się panelem dyskusyjnym, podczas którego można było zadawać gościowi pytania. Była także możliwość kupienia jego nowej książki "Jesteś wybrany".