Nie postawiono pomnika utraconego płodu, zygoty, zlepka komórek, lecz dziecka. Na szczęście taki przekaz poszedł w świat.
Minęło pięć lat. Przez ten czas wiele się wydarzyło, także w życiu Justyny i Pawła. Gdy zakładali komitet budowy pomnika dziecka utraconego, robili to z bezsilności poruszeni historią swoich znajomych. Ich historia również porusza – kilka miesięcy później sami doświadczyli straty dziecka w wyniku poronienia. Te pięć lat wypełnione było nie tylko staraniami o zebranie pieniędzy na postawienie pomnika. Małżonkowie zrozumieli, jak wielkim problemem jest temat poronień i jak wielu osób on dotyczy. Osiągnęli sukces, doprowadzając projekt do końca, ale ich prawdziwym osiągnięciem jest to, że temat ten przestał być tabu. Przynajmniej wśród rodziny, przyjaciół, znajomych, społeczności lokalnej. Świat wokół siebie uczynili choć trochę lepszym.
Skromna uroczystość, która odbyła się w ostatnią sobotę maja na cmentarzu w Jaworzynie Śląskiej, nie cieszyła się specjalnym zainteresowaniem mediów. Chlubnym wyjątkiem, oprócz redakcji katolickich, była obecność dziennikarki jednego z najpoczytniejszych portali w powiecie świdnickim. Ten sam portal relacjonował następnego dnia Marsz dla Życia i Rodziny. Pomiędzy tymi dwoma newsami pojawiła się u nich wiadomość o tym, że w żadnej ze świdnickich aptek nie można kupić tabletki „dzień po”. Na początku informacja ta wzbudziła we mnie ironiczny uśmiech. Jednak im dłużej się nad tym zastanawiam, dociera do mnie, w jak schizofrenicznym świecie żyjemy. Nic odkrywczego, a jednak nieustannie dziwi.
Znajdą się tacy, którzy powiedzą, że się czepiam. Nie odbieram wspomnianemu portalowi prawa do informowania o tym, co w ich przekonaniu jest ważne. Mienią się wolnymi mediami i tej wolności ani nie mam ochoty, ani możliwości odebrać. Mało tego, cenię warsztat dziennikarski, który reprezentują i szczerze ucieszyłem się ich obecnością na jaworzyńskim cmentarzu, a także rzetelną relacją z wydarzenia. Wzbudza we mnie jedynie zdziwienie brak elementarnej logiki. Czytając o tabletce „dzień po”, której brakuje w świdnickich aptekach, dowiedziałem się kolejny raz, że nie jest ona środkiem wczesnoporonnym. Oczywiście taki przekaz jest powszechny i być może stoimy na przegranej pozycji, uważając inaczej.
Środki wczesnoporonne powodują obumarcie zagnieżdżonego w macicy zarodka. W tym sensie tabletka „dzień po” nie jest środkiem wczesnoporonnym, ponieważ nie doprowadza do obumarcia zarodka. Jednak jej działanie nie ogranicza się jedynie do opóźnienia owulacji lub uniemożliwienia zapłodnienia. Choć w ulotce dołączonej do tych pigułek brak tej informacji, to łatwo odnaleźć ją w internecie, potwierdził mi ją też lekarz specjalista ginekologii. Mianowicie tabletki „dzień po” uniemożliwiają zagnieżdżenie się zarodka w macicy, przez co życie na jego najwcześniejszym etapie nie może się dalej rozwijać.
Na myśl przychodzi eksperyment myślowy Schrödingera. Kot zamknięty w pudełku jest jednocześnie martwy i żywy. O ile od dawna wiemy, że świat cząstek elementarnych rządzi się swoimi prawami, o tyle jeszcze nikt nie dowiódł działania tych praw w makroświecie. Za to w świecie mediów idea wzięta z mechaniki kwantowej ma swoich zwolenników. Można jednocześnie być za i przeciw. Poinformować o odsłonięciu pomnika Dziecka Utraconego, który jest symbolem bólu rodziców po poronieniu, aby kilka godzin później uznać, że zapłodnienie wcale nie jest początkiem życia. Dziecko może jednocześnie istnieć, jak i nie istnieć.
Wszystko oczywiście rozbija się o kwestię, kiedy zaczyna się życie. Nie mają co do tego wątpliwości inicjatorzy postawienia pomnika poświęconego dziecku utraconemu w wyniku poronienia. Przekaz medialny też jest na szczęście jednoznaczny. Nie zrelacjonowano odsłonięcia pomnika utraconego płodu, zygoty, zlepka komórek, lecz dziecka. Świadomie czy nie, taki przekaz poszedł w świat.
Pomnik Dziecka Utraconego w Jaworzynie Śląskiej.