Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony (Mt 13,47-53).
Podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili (Mt 13,47-50).
Po przeczytaniu fragmentu dzisiejszej Ewangelii wielu z nas zada sobie pewnie kilka pytań: Jaki jestem? Do której grupy ludzi należę? Którą drogą podążam?
Pomocny będzie nam tu porządny rachunek sumienia. Ale czy każdy od niego zacznie? Znajdą się pewnie i tacy, którzy od razu staną w grupie dobrych, mówiąc, że są sprawiedliwi. Przecież zachowują przykazania, chodzą do kościoła, nic złego nie robią, wspierają Caritas czy inne organizacje dobroczynne.
Żyjemy wśród dobrych i złych ludzi. Dokonujemy wyborów między dobrem a złem w świecie, gdzie ta granica między nimi coraz częściej się zaciera. Świadomie lub mniej świadomie idziemy za modą tego świata, gubiąc właściwy sens życia i bycia uczniem Jezusa. Dlatego łatwiej nam przychodzi oceniać innych, ich wybory, upadki... Czyli bardziej zauważamy drzazgę w oku swojego brata niż belkę we własnym oku. Niestety zapominamy, że to tylko Bóg zna serce każdego człowieka, jego wiarę i czyny.
Co zrobić, aby pozostać w gronie sprawiedliwych, dobrych? Skorzystać z rady św. Matki Teresy z Kalkuty, która powiedziała, że zmiany należy zaczynać od siebie, a nie od innych. Czyli codzienny rachunek sumienia, aby uniknąć "pieca rozpalonego", gdzie "płacz i zgrzytanie zębów".
Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą” (Mt 7,1-2).