Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. (J 12, 24-26)
Każde ziarno składa się z bielma, okrywy nasiennej (łuski) i zarodka. Zarodek biologicznie jest najważniejszą częścią ziarna, z której powstaje młoda roślina. Dlatego jest chroniony i otoczony miękiszem spichrzowym.
Moje życie, moje powołanie, moje życiowe decyzje – wszystko to może przynieść owoce. A owoce mogą być słodkie, jak brzoskwinia, kwaśne, jak niedojrzały agrest, cierpkie, jak aronia. I wszystko zależy od tego, na ile pozwoliłam Bogu pokierować moim życiem, co i kogo wybierałam przez cały dany mi czas.
Wpadam w ziemię. I tu pojawia się jedyny warunek – musi opaść łuska, która mnie chroniła. Muszę zrezygnować ze wszystkiego, co mnie otaczało i powodowało, że czułam się zabezpieczona. Muszę obumrzeć.
We współczesnym świecie, budowanym na inwestowaniu w siebie, na budowaniu marki, na poszerzaniu horyzontów, mam rezygnować z siebie, ze swojej egoistycznej postawy i świata, w którym jestem najważniejsza. Musi umrzeć mój egoizm, moje zapatrzenie we własne potrzeby. Na pierwszym miejscu musi znaleźć się Chrystus i zaraz za Nim, drugi człowiek, którego mam zawsze uznawać za ważniejszego od siebie.
Jakiś czas temu, próbowałam z moimi dziećmi zasadzić pestkę mango. Włożyliśmy ją do słoika z wodą w nadziei, że twarda i duża pestka pęknie. Tak się jednak nie stało. Ale kilka dni temu znalazłam w internecie filmik, na którym inna mama rozcina taką samą pestkę sekatorem. I dopiero taką rozłupaną wkłada w ziemię – roślinka dużo szybciej wypuszcza pęd i liście.
Morał z tego taki, że czasem nie ma co się cackać z sobą – szybkie cięcie, choć brutalne, może dać szybsze i piękniejsze efekty: pęd, łodygę, liście, kwiaty i owoce.
A między tym wszystkim, na moment, pojawi się umieranie. Ale ono nie jest końcem, a początkiem, jest Bramą, jak zawsze...