Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie (Łk 13,1-9).
Jakże trudno jest przyznać się do błędu, do winy, do zaniedbania, do świństwa, które komuś zrobiliśmy. Jakże trudno jest zobaczyć w sobie grzesznika, który nie ma niczego na swoje usprawiedliwienie. Choć są przecież i tacy, którzy twierdzą, że mają na sumieniu żadnych win. I nie potrzebują rozgrzeszenia.
Jak trudno wybrać się do spowiedzi po latach odkładania na później, jak ciężko przyznać, że znowu upadłam i znowu próbuję wstać.
A Jezus ostrzega i ponagla. Mówi, że figowiec, który nie rodzi owoców – zostanie spalony. Zginie człowiek, który dobrowolnie trwa w grzechu.
Zrozumiał to setnik z Kafarnaum:
Zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: «Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi» Rzekł mu Jezus: «Przyjdę i uzdrowię go». Lecz setnik odpowiedział: «Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy.
Jak pisze ksiądz Marek Stachowicz: „Gdy uczynki nasze są niecne, zakłamane i złe, to nie chcemy, aby ujrzały światło dzienne. Wolimy, by nasza niegodziwość i zło pozostały w ukryciu. W ciemności żadnego brudu nie widać, w świetle natomiast najmniejsza nawet plamka pokazuje niedoskonałość. Wybór trwania w świetle wydaje się oczywisty, bo gdy „opalamy się” w promieniach Bożej miłości, tą miłością promieniejemy na ludzi wokół siebie".
Życzmy sobie wzajemnie i módlmy się za siebie, aby nikt z nas nie był tak bardzo ślepy i tak bardzo zatwardziały. Prośmy o łaskę przebudzenia, aby uznać swą grzeszność i prosić o wybaczenie.
Czas się wypełnia. Nie czekaj zbyt długo.
Jezus Chrystus wciąż na ciebie czeka.