Przeszedł pieszo ponad 120 km przez Kotlinę Kłodzką w trzydniowej pielgrzymce. Radosław Światowy opowiada o genezie pomysłu, duchowych przeżyciach i planach na przyszłość.
Kamil Gąszowski: Jak narodził się pomysł na taką trasę?
Radosław Światowy: Podczas niedzielnego biegania, tydzień przed wyruszeniem. Plan ułożył mi się w głowie w zaledwie 10 minut. Wiedziałem, że chcę przejść około 100 kilometrów. Zależało mi, żeby to był szlak między jakimś kościołem maryjnym a kościołem św. Józefa w Świdnicy, tworzący symboliczną drogę odnoszącą się do Świętej Rodziny. Stąd nazwałem tę pielgrzymkę „Setką od Maryi do Józefa”.
Miałeś jakąś szczególną intencję?
Szedłem przede wszystkim w intencji małżeństw przechodzących kryzysy – tych na rozdrożu, zmagających się z trudnościami, w separacji czy nawet w trakcie sprawy rozwodowej. To też łączyło się z moją osobistą sytuacją, gdyż sam przechodzę trudny okres w małżeństwie. Drugą motywacją była potrzeba samotnego pielgrzymowania, którą nosiłem w sobie od lat. Zawsze miałem pragnienie, żeby przejść dłuższą trasę w ciszy, skupieniu, trochę na wzór camino. Oglądałem o nim programy, czytałem książki, interesowałem się. Często podczas zwykłych wycieczek myślałem sobie, że chciałbym mieć taką przestrzeń, gdzie idę sam, wracam do siebie, idę lasem w ciszy i nie muszę się skupiać na rozmowie, tylko na własnych myślach i modlitwie. Potrzebowałem tego wyciszenia, tej przestrzeni na bycie sam na sam ze sobą i z Bogiem.
Jakie miejsca odwiedziłeś?
Wystartowałem z Międzylesia, ale tak naprawdę pielgrzymka rozpoczęła się w Różance, gdzie znajduje się kościół Wniebowzięcia NMP. Stamtąd szedłem w kierunku Jagodnej przez Solną Jamę. Następnie doszedłem przez las do klasztoru sercanów w Sokołówce pod Polanicą – tam spędziłem pierwszą noc. Drugiego dnia szedłem przez Polanicę do Wambierzyc – to było dla mnie kluczowe miejsce na trasie, bo jest tam sanktuarium Królowej Rodzin. Potem dotarłem do Świerków Kłodzkich na nocleg u księdza Pawła. Trzeciego dnia przeszedłem przez Bartnicę, Sierpnicę, Walim i wreszcie dotarłem do Świdnicy, do kościoła św. Józefa na Mszę wieczorną o 18.30. Znamienne dla mnie było, że wykonałem tylko dwa telefony w poszukiwaniu noclegu i w obu przypadkach od razu uzyskałem pozytywną odpowiedź. Nikt nie zastanawiał się długo, nie prosił o czas do namysłu – po prostu od razu usłyszałem „tak”. To było dla mnie potwierdzeniem, że ten pomysł ma sens i że jestem na dobrej drodze.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.