Gdy opadną już emocje związane z Komunią Świętą, gdy podzielimy się refleksją nad Słowem Bożym, wówczas przychodzi czas na pytanie o koronki.
Od początku pontyfikatu Benedykta XVI nastąpiła zauważalna zmiana w niektórych elementach liturgii. Koronkowe komże i alby, krzyż patriarchalny, nowy wzór paliusza, ale także cisza po Słowie Bożym i po Komunii – to te widoczne gołym okiem.
Nie dziwi zatem, że przykład dawany przez ceremoniał watykański zostaje naśladowany w kościołach katedralnych, a nawet parafialnych. Żeby zrozumieć, w czym tkwi istota tych posunięć, trzeba byłoby wczytać się z uwagą nie tylko w najnowsze dokumenty papieskie, ale także np. w treść książki "Duch liturgii" kard. Josepha Ratzingera. Tam też znajduje się akapit wyjaśniający sens umieszczania krzyża na środku ołtarza: "Kierunek wschodni był łączony, jak już słyszeliśmy, ze "znakiem Syna Bożego", z krzyżem, z powtórnym przyjściem Chrystusa. Tym samym Wschód był od początków związany ze znakiem krzyża.Tam, gdzie wspólne zwrócenie się na Wschód nie jest możliwe, tam jako Wschód duchowy służyć może krzyż. Powinien on stać na środku ołtarza oraz być punktem skupiającym wzrok kapłana i modlącego się zgromadzenia. W ten sposób postępujemy zgodnie z dawnym wezwaniem do modlitwy, znajdującym się na progu Eucharystii: Conversi ad Dominum – zwróćcie się do Pana. Patrzymy zatem wspólnie na Tego, który reprezentuje nas przed Ojcem i zamyka nas w swoich ramionach, na Tego, który czyni nas żywą świątynią. Do prawdziwie absurdalnych zjawisk ostatnich dziesięcioleci zaliczam fakt, że krzyż jest odstawiany na bok, aby nie zasłaniał kapłana.Czy krzyż przeszkadza Eucharystii? Czy kapłan jest ważniejszy od Chrystusa? Ten błąd należy naprawić możliwie jak najszybciej; da się to zrobić bez konieczności ponownych przebudowań. Punktem odniesienia jest Pan. Jest On wschodzącym Słońcem historii. Można zatem wybrać krzyż przedstawiający Mękę, uobecniający Cierpiącego, który za nas pozwala przebić swój bok, z którego wypływa krew i woda – Eucharystia i chrzest, bądź też krzyż Chrystusa tryumfującego, który wyraża myśl o Powtórnym Przyjściu i na nie kieruje spojrzenie. Zawsze jest to bowiem 'Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki' (Hbr 13,8)" (J. Ratzinger. Duch Liturgii. Poznań 2002, s. 77).
Zmiany wprowadzone przez Benedykta XVI wpisują się w tzw. hermeneutykę ciągłości. Co to jest? John Vennari, amerykański publicysta, wyjaśnia: Kariera terminu „hermeneutyka ciągłości” rozpoczęła się na samym początku pontyfikatu Benedykta XVI. Papież przedstawił swój program w mowie do członków Kurii Rzymskiej, wygłoszonej 22 grudnia 2005 r. z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. W mowie tej Benedykt XVI dał jednoznacznie do zrozumienia, że głównym elementem jego programu będzie realizacja wytycznych Soboru Watykańskiego II. Jak jednak zauważył, z soborem tym wiąże się pewien problem. Zbyt wielu ludzi – ubolewa papież – interpretuje go w oparciu o „hermeneutykę zerwania” czy też „hermeneutykę braku ciągłości” z przeszłością. Właściwe podejście do soboru opierać się więc musi o „hermeneutykę ciągłości”. Zasadnicza teza papieża (którą zresztą zawsze w przeszłości wyznawał) głosi, że Vaticanum II nie stanowi zerwania z Tradycją, ale jest wyrazem jej uprawnionego rozwoju. Rozwój ten możemy dostrzec, jeśli spojrzymy na sobór przez pryzmat „hermeneutyki (interpretacji) ciągłości”.
Słowem, skoro w Roku Wiary Sobór Watykański II ma być punktem odniesienia dla odnowy wiary, to hermeneutyka ciągłości pozwala każdemu katolikowi zrozumieć to, co ojcowie soborowi dali Kościołowi w sposób autentyczny i zgodny z wolą Magisterium.