Pokazy w świdnickiej manufakturze cukierków – bardzo pouczająca wakacyjna wyprawa, nie tylko dla dzieci.
Co można zobaczyć w maleńkim sklepiku-manufakturze Ciukuruku w Świdnicy mieszczącym się na ul. Różanej, naprzeciwko sądu? Najpierw mistrzynie łakoci gotują na kuchence karmel. Potem przenoszą go na płytę. Muszą robić to ostrożnie, bo rozgrzany karmel ma około 150 st. C. Tam dodają aromaty i naturalne barwniki, a potem przenoszą go na specjalne maty. Część karmelu wyrabiają na haku.
Receptura, według której wyrabiane są cukierki w manufakturze Ciukuruku w Świdnicy, swoimi korzeniami sięga aż XVIII w. – Szczegóły są tajemnicą naszego zakładu, ale powszechnie wiadomo, że karmel po rozgrzaniu jest żółty, czasem o złocistym odcieniu. Żeby stał się biały, trzeba go wielokrotnie przerzucić na haku, wtedy bowiem napowietrza się i wtedy też w słodyczach widać takie maleńkie bąbelki – wyjaśnia Sylwia Tomaszewska, jedna z sióstr prowadzących słodki biznes.
Pracują we dwie według ściśle ustalonego harmonogramu, ponieważ cukierek to dzieło dosyć precyzyjnej technologii.
Kiedy wszystkie elementy cukierka są gotowe (chodzi o kolorystykę karmelu), wtedy składa się je w wałek, który następnie formuje się w laski o średnicy około 10 mm. Jak to się dzieje, że po przecięciu takiej laski ukazuje się precyzyjny wzór: ananas, wisienka czy napis „I love You”?
– To kwestia wyobraźni – wyjaśnia Małgorzata Furtak-Cychowska, druga siostra. – Wzorek bowiem powstaje w chwili zlepiania kolejnych elementów wałka. Ważne, żeby pamiętać, iż musi on zamknąć się w kole.