Lubię być zmęczony, zmęczeniem sensownym, budującym, dającym nadzieję.
Z powodu urlopu mojego współpracownika, w redakcji zostałem sam. A przecież z racji zadań zawodowych nie mogłem sobie pozwolić na opuszczenie tego, co ważne, bo tegoroczny 13 maja ważny był bez wątpienia.
Zarówno młodzieżowe wspinanie się na szczyt Chełmca (TUTAJ), jaki pielgrzymowanie niepełnosprawnych do Wambierzyc (TUTAJ), czy wreszcie kontynuacja sztafety peregrynacyjnej (w Brzeźnicy i w Srebrnej Górze) – musiały być odnotowane na naszych łamach i na stronie internetowej, musiały być udokumentowane fotograficznie – nie było wyjścia. Więc siłą rzeczy cały dzień spędziłem w trasie.
Kiedy późnym wieczorem wróciłem do domu nie miałem o to wszystko do nikogo pretensji. Cieszyłem się nawet, że wprawdzie to pierwszy taki 13 maja, ale nie ostatni – na szczęście. Bo przecież wszystko to jest dowodem, że nasz Kościół żyje, że jest nadzieja - także w życiu wiary.