Łk 8,1-3: Jezus wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia.
A potem tenże Kościół – złożony z tych, które dały się przekonać o Miłości – towarzyszy i usługuje Panu. Porwany Miłością kocha razem z Miłością. W Jedności z Miłością. Sam najpierw doświadczam Miłości – kiedy drożącą ręką, upadły, ze świadomością niegodności i winy, jednak kierowany czającą się na dnie serca nadzieją, że Miłość nie umarła, czołgam się by dotknąć stóp Pana… Gdy stoję zapłakany przy grobie Miłości, którą sam zabiłem w swoim sercu przez grzech – gdy płaczę nad moim zatwardziałym sercem… Już kocham. Niepojęte – ale moje łzy nad zabitą przeze mnie Miłością są dowodem, że Ona żyje… Niepojęte – ale mój żal, moje poczucie niegodności, mój ból – już jest kochaniem… Co jest pierwsze? To się dzieje jednocześnie. Jesteśmy przyjęci do Jedności Trójcy, do Jedności Miłości. Tu wszystko jest Jednym. Tu jest zawsze Teraz. Sam najpierw tego doświadczam – posługi Pana. I to mnie czyni zdolnym do towarzyszenia Panu w Jego służbie. Sam najpierw doświadczam Miłości przygarniającej mnie wbrew wszystkiemu, zapraszającej mnie na Ucztę Trójjedynej Miłości wbrew temu, że nie mam zasług, tylko winy. Sam najpierw tego doświadczam – i tu przekonuję się o Miłości, która jest moją tożasamością, moją wartością i moim Skarbem największym. To co posiadam naprawdę, czego nigdy nie mogę zostać pozbawiony – o czym tylko mogę zapomnieć, zlekceważyć, przestać wierzyć – to Miłość. To jest to, co posiadam i co mnie uzdalnia do istnienia, działania, wszystkiego: Miłość Pana. Niepojęta, niegasnąca Miłość Pana. Sam najpierw potrzebuję Jej doświadczać – w odpowiedzi na moje zdrady, moje bicie się w piersi, moje samooskarżanie. Szczyt Miłości – odpowiedź na Golgocie… Sam najpierw muszę tu stawać – u stóp Pana przybitego do Krzyża, u stóp Pana leżącego na Uczcie na ołtarzu Krzyża… Sam najpierw potrzebuję przychodzić i dotykać – Miłości, która stała się Ciałem i daje się całować mi, grzesznikowi, w Komunii Świętej… Ku zgorszeniu tych, którzy liczą na swoje zasługi. Ku zgorszeniu tych, którzy pielęgnują w sobie poczucie „porządności” zbudowane na przekonaniu o rzekomych zasługach… Prosta droga do cierpienia. Myślenie kategoriami zasługiwania wynika z niewiary w Miłość – z przekonania, że na Miłość trzeba zasłużyć. Czyli robimy z Domu Ojca dom publiczny, bo to tam jest właśnie płatna miłość… Miłość Pana nie jest do kupienia. Jeśli uważam, że mogę Ją kupić to na ile wyceniam choć jedną kroplę Krwi?
Tak się rodzi Kościół. A NASTĘPNIE Pan przemierza wraz Kościołem wszystkie drogi świata. Bardzo dokładnie, troskliwie, niczego nie opuszczając – właśnie tak Pan przemierza wszystkie drogi świata. Wszystkie ludzkie losy. Nie opuszcza ani jednego człowieka ani na jedną chwilę. Bo gdyby na chwilę przestał służyć człowiekowi – człowiek przestałby istnieć. Istnienie człowieka jest dowodem, że w tej właśnie chwili Pan przybiegł ku niemu z całą swoją Miłością i służy mu – w tej właśnie chwili. To jest moje istnienie. Każda chwila mego istnienia. Inaczej człowieka nie ma. Właśnie to jest człowiek – każdy człowiek. Istota, która istnieje tylko dlatego, że Miłość właśnie teraz, właśnie w tej chwili przebiega całą drogę z Nieba na ziemię, w proch, by porwać mnie, proch, w tej chwili w ramiona i uczynić człowiekiem. W tej chwili. Pan przemierza bardzo dokładnie swoją drogę – idzie swoją drogą wraz z Kościołem, który Mu towarzyszy. Z Dwunastoma i kobietami. Droga Kościoła to droga Pana: droga Miłości wyznającej się z Krzyża. Dlatego sam najpierw potrzebuję doświadczać Miłości, poznawać Ją w odpowiedzi na moje upadki. Właśnie tu poznaje się szczyt Miłości: Miłosierdzie. W odpowiedzi na moją zdradzę, na mój upadek, na moje grzeszne życie. W spojrzeniu Zdradzonego na dziedzińcu arcykapłana. Tak się rodzi Skała, Piotr. Tak się rodzi Kościół. A potem tenże Kościół – porwany, uwiedziony Miłością kroczy razem z Miłością Jej drogą. Drogą Miłości, która przychodzi służyć. Właśnie tak Jezus głosi i ewangelizuje po wioskach i miastach: służy z Miłością. Właśnie tak uzdrawia i wypędza złe duchy: wyznając Miłość, przekonując o Miłości, służąc z Miłością. Greckie słowo, które pojawia się w opisach uzdrowień i które pada też w dzisiejszej Ewangelii – terapeia, terapeo – oznacza troskę wykonywaną wobec kogoś z miłości. Pełną dobrej, miłosnej woli troskę. To okazuje chorym i opętanym, smutnym, utrudzonym, zniewolonym Jezus: troskę płynącą z Miłości. I to uzdrawia i wyzwala. To niszczy wszelkie kłamstwa szatana, które rozpoczynają się zawsze od podważenia wiary w Miłość. I to jest Nowa Ewangelizacja: jej fundamentem jest towarzyszenie Miłości w Jej trosce o człowieka – trosce wypływającej z tego, że Miłość kocha.
Właśnie to zrobił Jezus dla kobiet, które Mu towarzyszą: okazał im Miłość, usłużył z Miłością. Tak właśnie doświadczyły Miłości. Tak doświadczyły uzdrowienia i uwolnienia. To co Jezus dla nich zrobił, to właśnie terapeia, terapia: czyli miłosna troska. One odkryły tę Miłosną Troskę Boga o każdą chwilę ich istnienia – i to je uwolniło, wyzwoliło, dało siłę by służyć w Jedności Miłości, która je przygarnęła by im służyć. Właśnie to jest Szabat Boga, który z Miłością i z Miłości przygarnia garść prochu, by Miłością się zatroszczyć, usłużyć i tak przemienić tę garść prochu w swój obraz i podobieństwo – wyznając Miłość, tchnąc. A wszystko po to, by kochać istotę, troszczyć się z Miłością o istotę, która jest zdolna pojąć Miłość i współkochać. Współtroszczyć się z Miłością, współsłużyć z Miłością. Współ-Żyć z Miłością. Bóg zaprasza człowieka do Ogrodu by człowiek Ogród współ-uprawiał z Tym, który go zasadził… Współ-służyć. Współ-kochać. Współ-żyć. Błąd pojawił się wtedy, gdy człowiek zapomniał o swoim bogactwie – o Miłości, którą ma. Która trzyma go w ramionach, która go przygarnęła i nie przestaje przygarniać. Gdy człowiek zapomniał, dlaczego jest zdolny do troski o Ogród: bo jest z Miłością przygarnięty do Miłości. Gdy człowiek zaczął wszystko przypisywać sobie – praca stała się nie do zniesienia, dzielenie się Życiem, dzielenie się Miłością stało się nie do zniesienia… Gdy człowiek przestał widzieć Miłość, która się o Niego troszczy.