Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Zmarła s. Henryka Mazurek z Wilkanowa. Pomagała ludziom masażami

I choć to z tym talentem kojarzy ją najwięcej osób, jej historia pokazuje, że powołanie do służby w Kościele ma różne drogi i potrafi przetrwać wszelkie przeciwności.

Teraz zaczynało się więc od słów pocieszenia, od wyrazów zrozumienia, od serdeczności obliczonej co do jednego uderzenia serca. A potem, gdy weszło się już w jej świat, kiedy zaistniało się dla niej, trzeba było zaatakować: prosić o pomoc. Trzeba było być bezwzględnym: pokazać swoje rany, wytrzeszczyć załzawione oczy i ckliwie łkać, by chciała na chwilę zapomnieć o swoim bólu i zająć się "ważniejszymi" sprawami. Udało się! Petycja napisana, mieszkanie przyznane, chłop w więzieniu - nikt nie pytał o koszty. Mieli swoje. Henryka jednak miała coraz mniej. Musiała uciec, żeby się nie wykończyć. Odeszła na rentę. Miała 46 lat i nie lada problem.

Gdy po tamtej stronie życia są ci, których się kocha, trzeba szukać sposobu na bliskość. Na nową jakość małżeńskiej, dziecięcej i matczynej miłości. Henryka poświęciła się modlitwie za zmarłych. Co więcej, zaczęła dopingować coraz liczniejszą grupę do szczególnej troski o dusze czyśćcowe. Kiedy przyszła propozycja, by poprowadzić lubelską wspólnotę Krwi Chrystusa, wszystko złożyło się w doskonałą całość. Henryka znowu była w swoim żywiole. Wróciły jej siły, bo miłość przestała cierpieć. Została obmyta we Krwi Baranka. Stała się nowa, mało tego - ta nowość była nie z tej ziemi. Bóg wiedział, co robi. Henryka także. I to coraz bardziej.

"Ze swojego pragnienia mama nigdy się nam nie zwierzała. Mieliśmy swoje życie, ona żyła Kościołem. Dla nas ważne było, że odzyskaliśmy naszą mamę dla siebie, taką, jaką znaliśmy przed tamtym tragicznym rokiem: pełną radości, żartującą, roześmianą, wciąż na szóstym biegu. Takie duże dziecko" - opowiadał nam Jerzy, syn Henryki, zawodowy kierowca ciężarówki. "Nie pamiętam szczegółów. Czy w ogóle był jakiś jeden, konkretny moment? Pamiętam tylko wrażenie, moje i żony, że to nie pasuje do mamy. Skupienie, wyciszenie, asceza w zachowaniu - słowem: zakon. To nie dla niej! - krzyczało serce, a jeszcze dotkliwsza była niepewność: to znaczy, że znowu ją stracimy?" - wracał do wspomnień sprzed lat.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy