W tegorocznej pielgrzymce mężczyzn do sanktuarium opiekuna Świętej Rodziny wzięli udział również przedstawiciele profesji, którą od lat pasjonuje się miejscowy kustosz.
Na plebanii u ks. Krzysztofa Kaufa od kilku lat pachnie świeżym chlebem i łakociami, które dla mieszkańców Bolesławowa i okolic wypieka kustosz sanktuarium św. Józefa Opiekuna Rodzin. W tym roku postanowił na pielgrzymkę mężczyzn zaprosić innych piekarzy i cukierników, by otoczyć ich modlitwą i oddać w opiekę patrona tego miejsca. Spotkanie rozpoczęło się konferencją, w której kustosz dzielił się swoim doświadczeniem z oblubieńcem NMP.
- Kiedy byłem jeszcze młody, miałem dziadka Józefa, tatę mojego taty. Pamiętam, jak z kościoła goniliśmy z kuzynostwem, żeby położyć się na kanapie w kuchni obok niego. I zawsze tak jakoś wychodziło, że to ja byłem pierwszy. Kochałem bardzo dziadka, dlatego na bierzmowaniu wybrałem sobie na drugie imię Józef. Później, już jako wikariusz w Międzylesiu, odwiedzając dom św. Józefa w czasie pielgrzymki do Ziemi Świętej, prosiłem, żebym dostał już swoją parafię, której będę proboszczem. Nie minął rok, jak trafiłem do Bolesławowa - wspominał ks. Krzysztof.
Mówił też o rozczarowaniu, które mu towarzyszyło przez ostatnie lata w związku z niewielką liczbą odwiedzających bolesławickie sanktuarium. Któregoś dnia jednak na modlitwie usłyszał odpowiedź na swoje obawy od patrona tego miejsca, który mówił: "Słuchaj, ja nie potrzebuję tłumu. W Nazarecie żyłem skromnie, w górach. Dlatego tutaj także potrzebuję ciszy, bo zawsze byłem cichy".
- Na początku dziwiłem się, że nie ma cudów, uzdrowień, nie ma jakichś takich szczególnych znaków, ale uświadomiłem sobie wówczas, że św. Józef tego nie chce. On jest wzorem pokory, cichości i tego chce nas tutaj uczyć. I kiedy to zrozumiałem, nastał Rok św. Józefa i zaczęły się dziać cuda - podkreślał, przytaczając historię małego Henryka, który za przyczyną opiekuna Pana Jezusa i Maryi odzyskał zdrowie.
Opowiadał też inne historie, w których pomógł mu święty cieśla. Niektóre z nich były związane z pieczeniem chleba. - Kiedyś miałem duże zamówienie na pieczywo. I musiałem się do godz. 7 wyrobić, więc przyszedłem do Józefa i mówię: "Józiu, siedzisz tu, chłopie, i gwiazdorzysz, żeby wszyscy cię podziwiali, a ja tam muszę zasuwać sam. Bierz się do roboty!". I choć czasowo było to niemożliwe, przed 7.00 rano piłem już spokojnie kawę - mówił z uśmiechem.
Zachęcał, by przybyli na pielgrzymkę piekarze i cukiernicy, ale i pozostali panowie również zaprosili do swojej pracy i codziennego życia św. Józefa, a on nie tylko będzie im błogosławił, ale i pomoże w pracy.
Po katechezie był czas na integrację przy stole, następnie uczestnicy wzięli udział w Mszy św., której przewodniczył biskup pomocniczy Adam Bałabuch.