W uroczystościach pogrzebowych zmarłego 20-latka, którego poszukiwaniami dwa tygodnie wcześniej żyła cała Polska, wzięły udział tłumy. Mszy św. w kościele św. Stanisława Biskupa i Męczennika przewodniczył rekolekcjonista prowadzący misje w parafii.
- Byłem jego katechetą w dzierżoniowskim liceum. Pamiętam, że bardzo wyróżniał się na tle swoich rówieśników. Uśmiechnięty, tryskający energią, pomocny, koleżeński. Mam mnóstwo pozytywnych wspomnień związanych z Maćkiem. Podczas katechezy zawsze siedział w pierwszej ławce, był aktywny i wprowadzał bardzo radosną atmosferę na zajęciach. Jego pasją był sport, dlatego często po szkole czy na przerwach graliśmy mecze „jeden na jeden” w koszykówkę. Pamiętam, że kiedy miałem gorszy dzień w szkole, najlepiej było spotkać gdzieś na korytarzu Maćka - zawsze biła od niego radość, która udzielała się innym - podkreśla ks. Krzysztof.
Wiara była mu bliska. Rodzice, czynni katecheci, zawsze w domu podkreślali jej znaczenie. - Jeszcze w środę przed zaginięciem obchodziliśmy z małżonką 25. rocznicę sakramentu małżeństwa. Maciej tego dnia specjalnie na tę okazję poszedł do spowiedzi, by móc w czasie Mszy św. w naszej intencji przyjąć Komunię Świętą. Przeczytał też czytanie, bo wcześniej przed długie lata był ministrantem. Dopiero kiedy szkoła uniemożliwiła mu powroty na weekendy, zrezygnował z tej funkcji. Pamiętam, że jeszcze kiedy uczył się w Dzierżoniowie, pytaliśmy go nieraz, jak tam u niego z praktykami religijnymi, z niedzielną Mszą św. Wówczas koledzy odpowiadali, że nie dość, że sam chodzi, to jeszcze ich ciągnie - zauważa pan Tomasz.
Sam fakt, że chciał zostać strażakiem dla najbliższych był dowodem jego ofiarności i chęci służby innym.
- Pierwsze co kojarzy mi się z Maćkiem, to ten cudowny entuzjazm płynący prosto z niego. Cieszył się każdego dnia, zawsze zapytał co u mnie, zawsze mogliśmy się pośmiać, najczęściej z głupot, ale równocześnie był człowiekiem bardzo dojrzałym, wiedział, co chce robić w życiu. To, co odróżniało go od wielu z nas to właśnie to ukierunkowanie życiowe. Nie dało się go nie lubić. Już teraz niesamowicie za nim tęsknię i nie mogę przeżyć tego, że już nigdy nie usłyszę jego zarażającego śmiechu - mówi Monika, koleżanka z klasy.
Jej słowa potwierdza Karol, który też z Maćkiem chodził do szkoły. - Był najbardziej pozytywną osobą, jaką znałem. Nigdy nie widziałem, żeby był smutny. Zarażał swoim uśmiechem innych ludzi. Był niesamowicie przyjacielski i zawsze służył pomocą, kiedy ktoś jej potrzebował - wspomina.
Nie inaczej pamięta go Olaf. - Zostawił po sobie wspomnienie ambitnego, wesołego kolegi, przyjaciela, który nawet w najczarniejszej godzinie wprowadzał swoim uśmiechem promień słońca i nadziei - dodaje.