Ania za życia dała im kawałek nieba

ks. Przemysław Pojasek ks. Przemysław Pojasek

publikacja 05.05.2021 19:20

Biskup, kilkunastu księży i dziesiątki bliskich osób modlili się o jej zdrowie, a gdy odeszła, przyszli pożegnać - w ich odczuciu - prawdziwie świętą kobietę, matkę i lekarkę.

Zdjęcie zmarłej postawiono przy trumnie. Taką ją zapamiętają. Zdjęcie zmarłej postawiono przy trumnie. Taką ją zapamiętają.
ks. Przemysław Pojasek /Foto Gość

Ceremonii 5 maja przewodniczył bp Adam Bałabuch, który jeszcze przed rozpoczęciem Mszy św. długo klęczał przy zmarłej Annie Pfanhauser. Jak później przyznał, już wcześniej został zaangażowany w modlitewny szturm do niebo w intencji zdrowia, a później wypełnienia się woli Bożej dla niej.

- Była dla każdego, kto ją poznał, wzorem niezachwianej wiary, ogromnej nadziei, wielkiej skromności oraz niezmiennej miłości. Inspirowała innych do poszerzania swojej wiary oraz poprawy życia. Zawsze w pełni ufała woli Bożej oraz zachęcała do tej ufności każdego, kogo spotkała. Wszystkich darzyła życzliwością, ciepłem, dobrym słowem oraz modlitwą, a jednocześnie miała odwagę upominać tych, którzy błądzili, oraz wyciągać do nich pomocną dłoń. Angażowała się w dzieła charytatywne, pomoc misjom oraz opiekę nad dziećmi w Afryce. Myślę, że ci, którzy znali śp. Annę, którzy odwiedzali ją, zwłaszcza w ostatnim czasie, mogli dzięki niej doświadczyć żywej wiary i miłości, dostać kawałek nieba na ziemi - charakteryzował zmarłą biskup pomocniczy.

Podobne świadectwo dał ks. Edward Szajda, proboszcz parafii św. Andrzeja Boboli w Świdnicy, do której należała. - W niedzielę poprzedzającą pogrzeb Anny i dzisiaj, w dzień jej pogrzebu, czytamy w kościołach słowo o zjednoczeniu z Chrystusem, Ewangelię o krzewie winnym. Że tylko z Nim możliwe jest życie duchowe i tylko dzięki Niemu może rozwijać się nasza wiara. Bo wszystko, co dobre, wyrasta z krzewu winnego. Trwanie przy Nim przynosi obfity owoc dzięki więzi życia. Dziękujemy ci, droga Aniu, że nam pokazałaś, jak można Boga zaprosić do swojego życia. Jak można w Nim trwać. Ty tak bardzo Go pragnęłaś, że w ostatnich dniach karmiłaś się tylko Jego Ciałem,  przeżywając biały tydzień ze swoim najmłodszym synem Franciszkiem. Strata to dla nas wielka, bo czujemy, że w Twoim życiu otarliśmy się o świętość - mówił łamiącym się głosem ks. Szajda.

Ze wzruszeniem, już na cmentarzu przy ul. Brzozowej, wspominała zmarłą jedna z koleżanek. - Znałam Anię od czasów licealnych. Kibicowałam jej, by dostała się na medycynę, a później w trakcie studiów. Cieszyłam się, gdy przyszła do nas do szpitala pracować. Była wspaniałym lekarzem diagnostą, takim z powołania. Oddana pacjentom, ale i kolegom czy koleżankom z pracy. Wszystkim zawsze była pomocna. Rozlewała wokół siebie aurę dobroci i troskliwości. Wspaniały uśmiech, piękno na zewnątrz i wewnątrz. Do tego byłam świadkiem, jak cieszyła się ze swoich dzieci. Widziałam, jak bardzo kochała swoją rodzinę, jak była z niej dumna - podkreślała koleżanka ze Szpitala Sokołowskiego w Wałbrzychu.

Jej słowa potwierdził syn, który pożegnał mamę słowami wiersza. - "Chociaż maj przyszedł i zbliża się lato /Na horyzoncie słychać morza szumy /To atmosfera nie wskazuje na to /Jest pełna bólu, smutku i zadumy". Dzisiaj żegnamy tę, która pokazała, jak trzeba w życiu dążyć do świętości, która każdemu z nas podarowała dar swego serca i wielkiej miłości. Mamo, niechaj Ten, który był dla ciebie główną wartością, punktem odniesienia, przyjmie cię do swej społeczności w niebie, a twoja dusza dostąpi zbawienia - mówił Michał, dodając, że jeśli jego mama nie była wzorem pięknego chrześcijańskiego życia, to nie wie, kto nim może być.

- Pan Bóg stawia na mojej drodze różne osoby. Jedną z nich była Ania. Dołączyła do naszej malej grupy "Matki w modlitwie" i od tej pory, spotykając się raz w tygodniu, wspólnie modliłyśmy się za nasze dzieci. Uderzająca były jej troska i miłość do dzieci i męża. Troska o doczesność, ale też o ich ostateczne przeznaczenie. Ania była dla mnie wielkim świadkiem wiary. Pamiętam nasze spotkanie w czerwcu 2019 r. w Wałbrzychu, pod biurem paszportowym. Ania była piękną kobietą, radosną, uśmiechniętą, z różańcem w ręku - to rzadki widok. Oczekiwała na swoją kolejkę. Bogu dzięki za wspólną drogę - dodaje Ania z MwM.

Przyjaciele zmarłej przygotowali też dla najbliższych spisane wspomnienia, które zgodzili się również opublikować na łamach świdnickiej edycji "Gościa Niedzielnego" (linki poniżej).

Nasze drogi spotkały się w kościele
Pięknie ukształtowała swoje dzieci
Bezkompromisowa i łagodna jak anioł
Uczyła mnie nie marnować cierpienia


Anna Maria Pfanhauser, z domu Kosińska, urodziła się 11 września 1971 roku. Pierwsze lata jej życia upłynęły szczęśliwie w dużym gronie wielopokoleniowej rodziny w Wałbrzychu. Sakramenty chrztu św. i Pierwszej Komunii św. oraz bierzmowania przyjęła w parafii pw. św. Jana Apostoła w Dziećmorowicach. Od najmłodszych lat była bardzo zaangażowana w życie Kościoła - w szkole podstawowej należała do scholi, a w okresie liceum prowadziła Oazę Dzieci Bożych.

Ukończyła studia medyczne na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, a potem podjęła pracę w Szpitalu Specjalistycznym im. Alfreda Sokołowskiego w Wałbrzychu, w którym po ukończeniu specjalizacji w dziedzinie radiodiagnostyki objęła funkcję kierownika Zakładu Diagnostyki Obrazowej i piastowała ją do 2020 roku. Dodatkowo dyżurowała w Pogotowiu Ratunkowym w Świdnicy, gdzie poznała swojego przyszłego męża Piotra. Zawarli związek małżeński 10 lipca 1999 r. i zamieszkali w Świdnicy. Z ich związku narodziło się czterech synów: Michał, Bartosz, Łukasz i Franciszek.

Anna była zaangażowanym członkiem Żywego Różańca, Bractwa Szkaplerznego oraz grupy "Matki w modlitwie" przy parafii pw. św. Andrzeja Boboli w Świdnicy. Aktywnie angażowała się we wszelkie inicjatywy związane z życiem parafialnym. Doprowadziła również do założenia róży małżeńskiej we wspólnocie Żywego Różańca w rodzimej parafii.

W 2017 r. zdiagnozowano u niej chorobę nowotworową, która postępowała mimo intensywnego leczenia. Dzięki swojej niezachwianej wierze Anna była w stanie udźwignąć bezmiar bólu do końca. Ta postawa spowodowała liczne nawrócenia w jej otoczeniu i była dowodem na to, że nawet tak wielkie cierpienie ma sens. Codziennie, do samego końca, przyjmowała Komunię św., nawet gdy choroba była w zaawansowanym stadium. Opatrzona świętymi sakramentami i w otoczeniu rodziny odeszła 30 kwietnia.